Trawestując stary dowcip o pewnym świeżym wdowcu, który chędożył służącą, bo z tej rozpaczy nie wiedział co robi, mogę napisać, że z tych upałów, to już nie wiem co robię. Nie ma takiego miejsca w mieszkaniu, gdzie nie było by gorąco. Komputer uruchamiam wieczorem, a i to na krótko. W ciągu dnia piję litrami wodę i czytam zaległe gazety i czasopisma, ale i tak nic nie kapuję (uwielbiam to słowo, którego często pod koniec życia, nie mogąc z czymś sobie poradzić, używała moja śp.Świekra), bo mózg się lasuje.
I chyba całkiem mi się zlasował, bo popołudniu zabrałam się do odświeżania jakimś brązowym zajzajerem ławki na tarasie. Nie zrobiłam tego przez całą wiosnę i wczesne chłodne lato. Dopiero dzisiaj, w trzydziestoparostopniowym upale, w słońcu, bo taras mam słoneczny. Czy wiedziałam co robię? Oczywiście rękawic ochronnych nie założyłam. Palce dłoni miałam jak po starciu kilku kilogramów marchewki dla całego przedszkola. I w takich właśnie wypadkach (Tobie też się zdarzają?), Satynowe Dłonie są niezastąpione: mam znowu delikatne i we właściwej tonacji dłonie.
Ciekawe co jutro się wydarzy, jako że nic nie zapowiada ochłodzenia. Nawet pisać sensownie nie można. Pocieszam się myślą, że w takie upały mało kto kapuje i jest rozważny, i że nie jestem wyjątkiem.
Najnowsze komentarze